niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 3

       Kiedy tylko weszłam do domu, usłyszałam szczekanie. Po chwili podbiegł do mnie Gryzak, duży długowłosy owczarek niemiecki. Brzuch i łapy oraz głowę miał jasno brązowe, a resztę ciała czarną.
-No cześć!-ukucnęłam i zaczęłam głaskać zwierzę po pyszczku-Co tu robisz? Gdzie twoi właściciele?
-Tutaj.-odwróciłam się i zobaczyłam czarnowłosą dziewczynę o zielonych oczach. Była ubrana w białą koszulę z rękawami do łokci i pastelowo-niebieską spódniczkę do kolan. Clara. Moja kuzynka. Chodzi do specjalnej szkoły muzycznej. Gra na klarnecie i pięknie śpiewa.
-Clara!-podeszłam do niej i przytuliłam-Myślałam, że przyjedziecie jutro. A Rose i Claudia już przyjechały?
-A co ty myślałaś? Rose już od godziny męczy się z Claudią i Lucy, a ja się z niej nabijam. Max i Luke grzebią coś w kompie, a Penny śpi w naszym pokoju.
-Co?!
-No... Dziadkowie stwierdzili, że jest starsza i będzie spała z nami, a nie z małolatami w pokoju.
-Czyli zrobili przemeblowanie?
-Tak tylko pokój Maxa i Luka wygląda tak samo.
-Nie zauważyłam.-zrobiło mi się głupio. Przez to spotkanie z Leonem, przestałam zauważać co jest dookoła.
-Chodźmy do góry-zaproponowała Clara. I ruszyła w stronę schodów. Podążyłam za nią. Wchodziłam po drewnianych, ładnie zdobionych schodach. Właściwie, to z tego wszystkiego zapomniałam powiedzieć jak wygląda dom moich dziadków. Z zewnątrz trochę stary i zapiziały, ale wewnątrz tętni życiem (szczególnie jak my przyjeżdżamy na wakacje, wtedy to robi się tam piekło 3:) ). Na dole meble są starsze, zdobione i drewniane, ale na górze jest zupełnie inaczej gdyż góra należy do nas-ich wnuków. Nasze pokoje są nowoczesne i ładne. Ale wróćmy do rzeczy. Gdy byłyśmy z Clarą na piętrze zobaczyłam pięcioro drzwi. Najbardziej rzuciły mi się w oczy białe, gładkie z czarnym napisem  "Żadnych chłopców! Pokój dziewczyn"
-Te są nasze-powiedziała Clara-Przerobiłyśmy je przed chwilą. Mam nadzieję, że dziadkowie się nie pogniewają. 
Spojrzałam w prawo na różowe drzwiz jednorożcem.
-Wow! Nie wiedziałam, że są aż takimi maniaczkami.
-Nie, to babcia traktuje je jak pięciolatki.-zaśmiała się moja kuzynka.
Otworzyłam drzwi i natychmiast przyczepiły się do mnie dwie pary rąk.
-Megan!-krzyknęły ich właścicielki, czyli 10 letnia Claudia i 8 letnia Lucy.
     Starsza z nich miała blond włosy związane w koński ogon i ubrana w jeansy i T-shirt z Hello Kitty. Lucy szatynka w dwóch warkoczach, miała na sobie różową sukienkę.
-Cześć, w co się bawicie?-zapytałam gdy mnie puściły.
-Rose bawi się z nami Barbie.-odpowiedziała podekscytowana Lucy, ale po wyrazie twarzy Claudii i Rose wywnioskowałam, że nie było im zbytnio przyjemnie.
-Wiecie co? Może pójdziecie do Babci po ciasto i szklankę mleka?-zapytała Clara. Ta to wiedziała jak się pozbyć dzieci, no w końcu osiem lat męczy się z Lucy. 
-No nareszcie...-odetchnęła Rose, moja kolejna kuzynka. Ma rude włosy, wręcz czerwone, mnóstwo piegów na twarzy i radosne zielone oczy. Jej skóra wydaje się delikatna, ale w rzeczywistości przeżyła duuużo przecięć siniaków itp.
-Cześć Rose.-przytuliłam ją.
-Chodźmy do pokoju-podeszłyśmy do drzwi.
-Jak na razie mam dość dzieci.-Rose nacisnęła klamkę, ale drzwi nie chciały się tworzyć.muz od* do* kilk
*-Cholera, Penny!-wydarłam się. Usłyszałam za sobą śmiechy. Odwróciłam się, a tam stała moja "kochana" siostrzyczka z Maxem i Lukiem. Mieli niezły ubaw z nas.
-Szukasz tego?-Luke wyciągnął klucz z kieszeni i pomachał nim. tera to już miałam taką ochotę mu przypieprzyć, że myślałam, że zaraz nie wytrzymam.
-A wyobraź sobie, że tak, a wiesz co jest najlepsze?-sięgnęłam ręką w jego stronę by chwycić klucz, ale on był szybszy-że zaraz go dostanę.
-Nie tak szybko.-uśmiechnął się szyderczo.
-Nie macie z nami żadnych szans.-wtrącił Max.
-Och zamknij się!-coś we mnie pękło, już nie wytrzymałam i rzuciłam się na Luka. Biedaczek nie spodziewał się tego i upadł na ziemię. Miał pecha, bo byłam lekko wkurzona i oberwał z pieści w głowę. No ale przynajmniej miałam klucz. Triumf nie trwał zbyt długo, bo gdy tylko podniosłam głowę, żeby zorientować się co się dzieje mój brat zabrał mi klucz. Rose i Clara próbowały zabrać mu pożądany przedmiot, ale niestety on miał jeszcze Penny. Walczyli dość zaciekle, gdy nagle Rose weszła do pokoju swojej siostry.
-Ale lama! Poddała się.-powiedział Max, a Clara wykorzystała jego moment nieuwagi i najpierw dostał siarczysty policzek następnie dziewczyna podłożyła mu nogę. O tak to był dosyć przyjemny widok,ale jednak musiało trochę boleć. Wstałam z Luka ( tak wstałam, bo gdy go przewaliłam i dobiłam, to leżałam tak przez jakiś czas, gdyż kiedy Max zabierał mi klucz to nadepnął na mnie i musiałam otrząsnąć się z szoku) i zanim zorientowałam się gdzie jest klucz dostałam czymś po twarzy.*
                                                                             
                                                                            * * *
 Perspektywa Leona

         Gdy wszedłem do domu od razu poczułem miły zapach. Zapewne dochodził  kuchni. Zdjąłem buty i poszedłem do salonu. Zapomniałem zamknąć drzwi wejściowych, więc machnąłem ręką w swoją stronę i zamknęły się z trzaskiem. Często tak robię dlatego...
-Leonardzie mówiłam Ci, że masz nie trzaskać tymi drzwiami!-Ta... nie wspomniałem o małym szczególiku, którym jest moje prawdziwe imię. Leonardo. Rodzice, a w szczególności moja mama mają dziwne pomysły.
To ona ma fioła na punkcie sztuki patrz malarstwa patrz Leonardo Da Vinczi i stąd moje jakże idiotyczne imię.Juhu! Moje życie jest do bani. No ale przejdźmy do rzeczy. Kiedy wszedłem do kuchni zobaczyłem dziewczynę o niebieskich włosach. Była ubrana w czarną spódniczkę i czarne rajstopy, szarą bluzkę przypominającą bluzę. Był na niej napis:


Wróćmy do włosów dziewczyny, odrosty były granatowe, następnie do wysokości uszu niebieskie, do szyi błękitne, a końcówki białe. Taa... Moja siostra ma dziwne pomysły.
-Sophie co ty masz na głowie?-Zapytałem, wziąłem jabłko i usiadłem na krześle w kuchni.
-Taka moda, której nie zrozumiesz braciszku.-wydęła usta i wróciła do gotownia.
-Co dzisiaj na obiad?-zapytałem jedząc owoc.
-Fuu... pogryzłbyś to co masz w buzi świntuchu, a na obiad makaron z sosem serowym i brokułami. Więc może ruszył byś swoją dupę i mi pomógł co?
-Wow! Dobra już idę! Co jest?-wiedziałem, że coś było na rzeczy, bo normalnie się tak nie wkurza.
-Nic się nie stało.-spuściła głowę i przetarła oczy ręką.
-Przecież  widzę.-położyłem jej ręce na barkach, ona podniosła głowę  spojrzała na mnie. W sumie, to różne sprawy "uczuciowe" niestety musiała rozwiązywać ze mną, bo mama wiecznie malowała te cholerne obrazy żeby zarobić, kochany tatuś od roku był w delegacji. Przyjaciółek nie miała, prócz Megan, z którą spotykała się raz lub dwa w roku.
-Timmy mnie rzucił- rozpłakała się. Na policzku miała czarne smugi od tuszu.
-Ej. Nie płacz. To był bałwan i tyle. Hm? Poza tym masz dopiero czternaście lat, kobieto mówię ci, że znajdziesz jescze nie jednego takiego bałwana.-moja siostra uśmiechnęła się i niespodziewanie przytuliła mnie
-Jesteś super bratem wiesz? Dobra nie ma się co rozklejać-wytarła smugi od tuszu rękawem-Szykujmy ten obiad.-powiedziała i podeszła do garnków.
       Po skończonym posiłku Sophie poszła oglądać telewizję, a ja poszedłem do mojego pokoju. Zacząłem rozmyślać o tym co się dzisiaj wydarzyło. I wpadłem na genialny, ale głupi, ale genialny pomysł.
                                                                         
                                                                           * * *
Perspektywa Megan
muz. od*do* klik
*-Rose jesteś genialna!-krzyknęłam, bo okazało się, że to czym dostałam w twarz było wodą. A, że to mój żywioł to miałyśmy sporą przewagę. Dosyć dyskretnie biłam płynem chłopców po twarzy. No cóż należało m się! Niestety, niespodziewanie Luke przejął pistolet i zaczął strzelać tylko we mnie! Jakby tego jeszcze było mało jedną ręką chwycił mnie w pasie, a drugą lał wodą z pistoletu.
-Aaa! Puść mnie.-wyrywałam się, byłam mokra od stóp do głów, dosłownie.
-Nie. Zemsta jest słodka.-zaczął się śmiać, później ja też. Popatrzyłam na dziewczyny, które prawie zabrały klucz Penny, która przechwyciła go po tym jak Max się wywalił na podłogę. Wszystko pięknie tylko, że mój brat znowu musiał się wchrzanić! teraz znowu on miał klucz.Za co?! Użyłam swojej mocy przeciwko Lukowi i dostał po oczach wodą, to go zdezorientowało i puścił mnie. Zabrałam jeszcze jego pistolet. Dołączyłam do dziewczyn. Podbiegłam do Maxa i wyrwałam klucz z jego ręki.Biedaczek poślizgnął się gdy chciał mnie złapać, trudno mu się dziwić, podłoga była cała od wody. Zaśmiałam się .
-Masz za swoje bohaterze.-powiedziałam i zawołałam dziewczyny i szybko wbiegłyśmy do pokoju.* Ściany były czarne w białe paski. Na lewo od drzwi wzdłuż ściany stało proste metalowe dwupiętrowe łóżko, natomiast na przeciwko drzwi stało identyczne. Ja i Rose zajęłyśmy to na lewo, a Lucy i Penny to drugie. Ja i moja siostra spałyśmy na górze a reszta na dole. Byłam tak zmęczona całym dniem i do tego jeszcze mokra.
-Nieźle cię ten Luke urządził.-zaśmiała się Clara.
-Weź mi nawet nie przypominaj, teraz to chcę tylko przebrać się w ciepłą piżamę i iść spać. A z tobą moja panno porozmawiam sobie jutro- Pogroziłam palcem Penny. Moja siostra wywróciła oczami i rzuciła si na łóżko. Później to poszłam się wykąpać i spać. O tak! Tego mi było trzeba, szkoda, że nie wiedziałam co mie czeka tej nocy...

No to wreszcie jest!!!! 3 rozdział. W ogóle to przepraszam, że tak długo nic nie pisałam, ale wcześniej była szkoła, nauka, a na święta przyjechali moi kochani dziadkowie i trzeba się było nimi zająć. No ale jak do końca tej przerwy świątecznej nie wstawię jeszcze dwóch postów to możecie mnie hejtować ile wlezie. No nic to komentujcie. :* 










wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 2



Jechaliśmy tak przez jakieś 15 minut. Gdy dotarliśmy na miejsce, moim oczom ukazał się park. Wszędzie rosły drzewa wiśni, dębu, klonu. Na betonowych uliczkach spacerowali ludzie, ptaki wesoło śpiewały.
-Po co mnie tu przywiozłeś?-zpytałam gdy się zatrzymaliśmy.
-Żeby pogadać.-zdjął kask-Jak mówiłem gdy rozmawialiśmy przez telefon.
-Aha-również zdjęłam swoje nakrycie głowy.
-Chodź-powiedział Leo.
                Poszliśmy na obrzeża parku. Usiedliśmy pod okazałym dębem, a wokół nas panowała cisza, nielicząc szumu jeziora, którego brzeg znajdował się  niedaleko.
-To o czym chciałeś porozmawiać?-zapytałam i oparłam się o drzewo.
-No to skomplikowane…Najpierw prywatne czy ogólne sprawy?
-Dawaj ogólne-powiedziałam i wzięłam łyka coli, którą znalazłam w bagażniku skutera.
-Byłem tam-zakrztusiłam się.
-Co!? Kiedy? Nie zabrałeś mnie? A nasza umowa?
-Przepraszam,  to było wczoraj. Oni mają spore kłopoty.
-Kto?- wyprostowałam się.
-Wszyscy, ogólnie. Rozmawiałem z Davem.
-I co? Nic mu nie jest?
-Nie, ale połowę ludności, w tym część żołnierzy wzięli do niewoli. Zostali zaatakowani, przez wojska Terabusa.
-Na razie nie mówmy nic Lukowi i Jackobowi. A reszta( Penny, Rose, Lucy, Claudia, Sophie) nic o tym nie wiedzą. Nawet lepiej. Bo tak jest nie?
-Tak potrząsnął głową.
-Ja też mam coś do tych ogólnych spraw. Ostatnio coraz mniej panuje nad tą pewną umiejętnością. Po patrz.- upewniłam się czy nikt nie idzie. Dla pewności pstryknęłam palcami i wokół nas pojawiła się mgła. Taka tam prosta sztuczka. Mgła sprawia, że nikt nie będzie widział co robię.
-Wow! Jak to zrobiłaś? Ja ćwiczę to od miesięcy!
-No widzisz? Po prostu jestem mądrzejsza, zdolniejsza i wyjątkowa. Dobra przejdźmy do rzeczy.-skierowałam rękę w stronę jeziora. Z wody wynurzyła się bańka o średnicy około 70 cm. Ostrożnie przesuwałam ręce w naszą stronę, a bańka powtarzała moje ruchy, niestety prze moje niekontrolowane wybryki bańka pękła akurat gdy znajdowała się nad Leonem. Cała woda poleciała na niego.
-Ups! Chyba troszeczkę się zmoczyłeś. Widzisz, o tym właśnie mówiłam.
Leo miał kwaśny wyraz twarzy.
-Może przejdźmy do mojej zdolności, jest bardziej bezpieczna.-powiedział z wymuszonym uśmiechem.
Zamknął oczy i nagle zrobił się suchy. Wiatr zaczął mocniej wiać. Chłopak wstał, otworzył oczy i uniósł się w powietrze, chwycił mnie za rękę. Po chwili oboje unosiliśmy się w powietrzu.
-Widzisz? Ja trochę bardziej to kontroluje.-spojrzał w górę i wznieśliśmy się ponad drzewo. Nagle nie czułam już wiatru. Zaczęliśmy spadać. Miałam wrażenie, że wnętrzności mi się przewracają. Wpadłam na dąb, złamałam parę gałęzi i zaczepiłam się o jedną z nich. Leo miał więcej szczęścia. Co prawda wylądował na ziemi, ale zdążył zaasekurować się wiatrem.
-Megan?! Gdzie jesteś?
-Że niby to jest bezpieczne i nad tym panujesz? I po co się tak drzesz?- powiedziałam i zdołałam usiąść na gałęzi.
-Dzięki Bogu nic Ci nie jest!-powiedział i zaczął wchodzić na drzewo.
-No bez przez przesady, nie jestem z porcelany. Byle co (patrz upadek z 20 metrów) mnie nie zniszczy.-obejrzałam się, a Leo usiadł na sąsiedniej gałęzi.-Oprócz paru…nastu siniaków i zadrapań nic mi nie jest. Dobra to przejdźmy teraz do spraw prywatnych.
-Tak… Bo wiesz jesteśmy przyjaciółmi od bardzo, bardzo dawna…-spuścił wzrok.
-No tak. I?
-Ja… Ale nie obrazisz się?
-No wal będę twarda.-zaśmiałam się.
-Bo ty jesteś dla mnie już kimś więcej niż przyjaciółką.-wypalił.
                Czułam się… dziwnie, żaden chłopak nigdy nie powiedział mi czegoś takiego. Właściwie nigdy chłopaka nie miałam. Nim się spostrzegłam Leon siedział tuż obok mnie. Popatrzyłam mu głęboko w oczy..
-Przepraszam, nie powinienem był tego mówić.-chłopak spuścił głowę i bawił się palcami ze zdenerwowania.
-Nie, nie nic się nie stało, chodzi tylko o to, że … żaden chłopak nigdy nie powiedział mi czegoś takiego.
-Bo żaden nie zauważył jaka jesteś ładna, a to wielki błąd.- podniósł palcem wskazującym moją brodę i spojrzał na mnie. Nasze twarze zbliżały się coraz bardziej i bardziej. Potem nie wiem co się stało. Przestraszyłam się.
-Leo nie powinniśmy- odsunęłam się-Przepraszam.-zeskoczyłam z drzewa.
-Zaczekaj! Przynajmniej odwiozę cię do domu-dogonił mnie.
-Niech ci będzie-powiedziałam. Wsiadłam na skuter i założyłam kask, on zrobił to samo. Ruszyliśmy. Oczywiście Leo był uparty i musiał zabrać mnie na lody do małej kawiarenki. Po zjedzeniu jakże smacznego, słodkiego i zimnego posiłku, zaczęliśmy rozmawiać o szkole, ogólnych sprawach. Nie wracaliśmy do tematu, który narodził się w parku.(Na szczęście)
                Gdy podjechaliśmy pod dom była godzina 17:30. Zatrzymaliśmy się na parkingu przed garażem. Zsiadłam ze skutera i podałam Leonowi kask. On chyba zauważył mój smutek. Podszedł do mnie bardzo blisko, tak, że dzieliło nas może z pięć centymetrów.
-Co jest?- zapytał i odgarnął mi włosy z twarzy.
-Ja…-łzy cisnęły mi się do oczu i w końcu nie wytrzymałam. Słony płyn pociekł po moich policzkach.-Przepraszam-powiedziałam drżącym głosem. Leo otarł łzy z moich policzków.
-Ale za co? Przecież nic nie zrobiłaś.
-Za to w parku, po prostu nie chcę, żeby nasza przyjaźń się skończyła.
-Ale ja się nie gniewam. Uspokój się-Przytulił mnie. Mocno go ścisnęłam. Potrzebowałam tego. Przyjacielskiego uścisku.-A przyjaciółmi będziemy zawsze i ty dobrze o tym wiesz. To jak nic się nie stało Hm? Ej popatrz na mnie.- podniosłam głowę.
-Tak, nic się nie stało-odsunęłam się trochę.-Dzięki za dzisiejsze popołudnie. Było miło. Widzimy się jutro na treningu nogi.-Pocałowałam go w policzek-Pa.
-Pa odpowiedział jak zahipnotyzowany. Uśmiechnęłam się i poszłam w stronę domu.

Sorry, że tak późno. Komentujcie. Niedługo rozdział 3

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 1

      Problemy mają wszyscy, to jasne. Przez problemy często wpadamy w kłopoty.(Ja mam tak często;3). Ale jeżeli doda się do tego jeszcze magię, broń, przyjaźń, miłość, nienawiść oraz złego gostka, który chce cię unicestwić to już kompletna katastrofa, koniec świata i wielkie BUM. To taki opis mojej szarej rzeczywistości.

       Nazywam się Megan. Ja, mój brat bliźniak Max oraz nasza młodsza o cztery lata siostra Penny urodziliśmy się w Australii, a dokładniej w Canberze, ale pięć lat temu przeprowadziłam się do USA. Obecnie mieszkam na Brooklinie. Co roku jeździmy do dziadków, którzy mieszkają w Sydney. Zawsze tą samą drogą najpierw promem wodnym, na którym przewozimy również nasz kochany samochodzik, a potem tym jakże wspaniałym środkiem transportu dostajemy się do babci i dziadka.
-Penny weź tę łapę!- krzyknął Max. O tak! to właśnie jedna z wad jechania samochodem do dziadków.Penny (mały słodki, wkurzający bachor) jak zwykle marudziła i kłóciła się ze swoim bratem.
-Boże! Czy wy zawsze musicie się kłócić?-zapytała moja mama.
-Jeszcze nie zrozumiałaś? Do tych rozwydrzonych bachorów o zakutych łbach nigdy nic nie dociera- odpowiedziałam obojętnie.
-Megan! To twoje rodzeństwo!- podniósł głos tata.
-No i? No tak! Sorry, bo oni to mnie tak szanują!- przewróciłam oczami.
-Ewanor trzymaj mnie bo zaraz coś jej zrobię!- tata był nieźle wkurzony po całej podróży.
-Antonio uspokój się proszę- mama położyła rękę na ramieniu małżonka.
-Ile jeszcze będziemy jechać?-spytała Penny
-Dwie godziny-odpowiedział tata
Moja siostra zrezygnowana upadła na fotel i zasnęła.
    Nagle zadzwonił mój telefon. Sięgnęłam po niego do kieszeni i byłam zaskoczona kto dzwoni.
-Leo?-spytałam odbierając słuchawkę.
-Cześć...Tak to ja! Zdziwiona?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-O której dojedziecie na miejsce?
-Bo ja wiem, może o 14:00.
-A reszta już będzie?
-Nie? Dojadą jutro. A po co Ci ta informacja?
-Ja...-zawiesił się-bo wiesz...chciałem się spotkać i pogadać...
-Aha. To może na 14:30?-złagodziłam sytuację.
-No dobra. W takim razie przyjdę po Ciebie o 14:30.
-To do zobaczenia.
-Cześć.
-Cześć-odłożyłam słuchawkę
      Dla wyjaśnienia Leo jest moim przyjacielem odkąd sięgam pamięcią. Trochę głupi, ale umie rozśmieszyć. Ma brązową czuprynę na głowie, błękitne wesołe oczy i mały nos, uśmiech to on ma dosyć szeroki jego kolor skóry jest lekko ciemniejszy niż mój, nic dziwnego w końcu ma krewnych we Włoszech i tam się urodził. Leon (bo takie jest jego pełne imię) jest wysoki, szczupły, zazwyczaj nosi jeansy, T-shirty, trampki i zawsze czapkę z daszkiem.
-Co twój kochaś dzwonił?-Max wyrwał mnie z transu.
-Co? Nie! Leon to nie jest mój kochaś!- odpowiedziałam zbulwersowana.
-Ta na pewno! Bo wcale nie zaprosił Cię właśnie na randkę.- przewrócił oczami.
-Zejdź ze mnie! A mam Ci powiedzieć co było w zeszłym roku ze Skrzatem!-natychmiast zamilknął, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech sadysfakcji.
-To nie jest Skrzat, ona ma imię to jest Sophie!-skrzyżował ręce na klatce piersiowej i nie odzywał się do końca podróży.
         Gdy tak jechaliśmy cały czas myślałam o Leonie, przypominałam sobie wszystkie momenty spędzone z nim  i nagle uświadomiłam sobie, że myślę o nim więcej jak o przyjacielu. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale potem uspokoiłam się. Przed oczami miałam tą jego uśmiechniętą gębę. Potem oczy zaczęły mi się zamykać aż w końcu zasnęłam mocnym snem.
                                                                           *   *   *
-Kochanie pobudka!-usłyszałam ciepły głos. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam lekko pomarszczoną twarz, miły uśmiech. Siwe włosy kobieta miała spięte w koka.
-Babcia Elenor!-rzuciłam jej się na szyję. To bardzo ciepła i kochana osoba (no i jeszcze piecze bardzo dobre ciasteczka:)). Ubrana była w swój biały fartuszek i sukienkę w róże.
-O kochana jak ja Cię dawno nie widziałam!-przytuliła mnie.
       Nagle przypomniałam sobie o moim spotkaniu.
-Babciu, która jest godzina?
-14:10. Gdybym po Ciebie nie przyszła to nadal byś tu spała, bo tym leniom nie chciało się tyłka ruszyć.
-Dzięki babciu, jesteś wielka! A teraz bardzo Cię przepraszam ale bardzo się śpieszę. Później użądzimy sobie pogaduszki ok?- i popędziłam w stronę domu. Słyszałam za sobą śmiech babci.
        Gdy wleciałam do pokoju, który dzieliłam z moimi kuzynkami: Rose i Clarą, moja walizka dzięki Bogu już tam stała. Szybko ją otworzyłam i wyjęłam kosmetyki,jeansowe krótkie spodenki, miętową bluzkę na ramiączkach oraz lekki szary sweterek.Ubrałam się w wybrane rzeczy, potem pomalowałam paznokcie miętowym lakierem, zrobiłam sobie kreskę eyelinerem, poprawiłam rzęsy tuszem. Uczesałam się w wysokiego koka i szybko zbiegłam na dół. Założyłam moje czarne conversy i już miałam wychodzić gdy usłyszałam:
-Gdzieś się wybierasz?-stanęłam jak wryta, z trudem się obróciłam.
  Przede mną stał Luke-mój bo ja wiem...no powiedzmy starszy brat. Ma 17 lat i jest ode mnie i od Maxa o 2 lata starszy. Ma blond włosy przycięte lekko po bokach, taki trochę dłuższy jeżyk.
-O! Luke jak miło Cię widzieć! Coo... ty tutaj robisz? Nie to, że się nie cieszę.
-Jasne, jasne. Masz-podał mi jakąś paczkę-zobaczyłem ją jak byłem we Francji, powinna Ci się spodobać. Taki przedwczesny prezent na twoje 15 urodziny.-odpakowałam paczkę. Była tam biała bluza z kapturem zapinana z przodu. Na plecach miała czarny napis "I'm a good girl...sometimes".
-Jest śliczna!-przytuliłam go- zawsze o takiej marzyłam,  z kąd  wiedziałeś?
-Znam Cię w końcu  15 lat nie? Dobra idź zobaczyć czy dobrze w niej wyglądasz.
Natychmiast pobiegłam na górę i ubrałam bluzę. Popatrzyłam w lustro i zobaczyłam prawie 15 letnią, szczupłą blondynkę z grzywką na bok i włosami za ramiona, brązowymi oczami, ważącą zaledwie 40 kg. Jej twarz była lekko okrągła, miała delikatne rysy twarzy i mały fikuśny nosek. "Jestem dziwna"-pomyślałam i zeszłam na dół. W drzwiach stał on i gadał z Lukiem. Dzisiaj był ubrany w biały T-shirt z panoramą Londynu, skaty i czarną czapkę z daszkiem.
-Tak ogólnie to wiesz...-zawiesił się Leo gdy mnie zobaczył. Luke obrócił się.
-No,no siostra! Widzę, że dobrze wybrałem-zarumieniłam się, nie dlatego, że Luke coś tam powiedział, tylko żaden chłopak nie patrzył na mnie tak jak teraz Leon. Ocknęłam się.
-Idziemy?-zapytałam i podeszłam do niego.
-Jasne.-odpowiedział.
-Bawcie się dobrze-odpowiedział złośliwie Luke.
-Och zamknij się!-krzyknęłam, ale on zamknął już drzwi.
-To co robimy?-zapytałam po chwili.
-Pójdziemy na lody?
-Okej.-dopiero teraz zauważyłam, że jest ode mnie o pół głowy wyższy, czyli ma jakiś metr siedemdziesiąt, a ja metr sześćdziesiąt.
-Ładnie wyglądasz-powiedział po chwili.
-Dzięki. Co tam u Ciebie? Jackob już przyjechał?
-Nie. Ogólnie to Sophie jak zwykle na mnie narzeka, ja dostaję opr, a na to spotkanie prawie nie poszedłem, bo znowu na mnie naskarżyła.-roześmiałam się-A o co chodziło Lukowi? W sęsie o tej siostrze, że dobrze wybrał no wiesz.
-A, no tak dla wyjaśnienia Luke traktuje mnie i Maxa jak swoje rodzeństwo, bo zna nas od urodzenia. Pomagał mi i mojemu "kochanemu braciszkowi" jak byliśmy mali. A z tym wybieraniem to inna sprawa. Chodziło mu o tą bluzę- pokazałam Leonowi genialny napis, roześmiał się-kupił to we Francji na moje 15 urodziny, które są jutro.
-Yyy...-wyglądał jakby zapomniał, ale mi to nie przeszkadzało:)-Zaczekaj chwileczkę...-i pobiegł do domu. Chwilę później usłyszałam warkot silnika. Nagle  przede mną zatrzymał się czarny skuter. Jego reflektor świecił jak wielkie oko. Za kierownicą siedział Leon w czarnym kasku z szelmowskim uśmiechem.
-Co-to-jest?-wyduktałam. Byłam zszokowana.
-Taka urodzinowa przejażdżka.-wyciągnął do mnie rękę-No chodź!
Wsiadłam na maszynę i założyłam tym razem miętowy kask z daszkiem. Nie było z tyłu uchwytu, więc niestety musiałam chwycić go w pasie. Nie było to zbyt  konfrontowe, zarówno dla mnie jak i chyba dla niego.
-Gotowa?-zapytał.
-Chyba...-nie zdążyłam nic innego powiedzieć, bo ruszyliśmy i wiatr uderzył mnie w twarz.


Mam nadzieję,że się podobało, komentujcie. Niedługo Rozdział 2.