poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 5



Ta dam! I jest! Bardzo przepraszam, że tak późno, ale tak wyszło. Mam nadzieję, że długość rozdziału wynagrodzi czs czekania. Jak będą jakieś literówki, to z góry przepraszam. Miłego czytania!
Perspektywa Clary
Obudziłam się przez chłód obecny w pokoju. Ku mojemu zdziwieniu okno było otwarte, spojrzałam na mój budzik. Była godzina 8, wszyscy już wstali oprócz tego śpiocha Megan. Po porannej toalecie i przebraniu się w krótkie spodenki i zielony T-Shirt zeszła na dół. Z kuchni dobiegał słodki zapach.
-Prosze, proszę Śpiąca królewna się obudziła.-powiedział ze złośliwym uśmieszkiem Luke.
-Och zamknij się! Nasi dzisiejsi jubilaci nie są lepsi jeszcze smacznie chrapią tam na górze.
-Dzieci chodźcie na śniadanie-zawołała babcia. Na stole leżały pięknie pachnące naleśniki, a obok nich stał syrop klonowy. Mmm... zapowiada się pysznie.
-Naleśniki, naleśniki!- krzyknęła Lucy podbiegając do stołu. Czasami mam wrażenie, że w ciele tej ośmiolatki jest czterolatek. Zakryłam jej usta dłonią.
-Nie drzyj się tak idiotko,  o obudzisz Megan i Maxa! Po chwili dołączyłam do niej. Naleśniki zniknęły w dziesięć minut,a gdy babcia zrobiła dokładkę, została zjedzona w równie szybkim tempie. Z resztą co się dziwić kiedy przy stole siedzieliśmy my i nasz dziadek, a wszyscy o niemiłosiernie dużej pojemności żołądków. Właśnie wstawałyśmy z Rose żeby po składać naczynia ze stołu ale, dziadek się wtrącił.
-Siedźcie dziewczynki-spojrzał znacząco na blondyna w jasnym podkoszulku i jeansach, który stał za mną- Luke ty wszystko poskładasz.- posłałam mu spojrzenie w stylu: „O co chodzi?”
-Otóż, kiedy wczoraj po wszystkim „radośnie” schowałyście się w swoim pokoju, ja z Maxem dostaliśmy ochrzan od babci, za zalanie całego korytarza i później musieliśmy to ścierać. Co w konsekwencji spowodowało, że teraz wasi dziadkowie będą się na nas mścić na wszystkie możliwe sposoby.- wyjaśnił krótko chłopak.- A, że Max ma dzisiaj urodziny to tylko mnie się obrywa.-dodał. Ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Zdążyłam zakryć usta, ale i tak się chichrałam.
-Uważaj na słowa młody człowieku.- siwy, lekko „puszysty” pan w kraciastej koszuli flanelowej, podkoszulku i dresach oraz kapciach zsunął okulary na nos i spojrzał na Luka z pod czoła.
- Tak jest panie Royal.- chłopak zasalutował. Zaczęłyśmy się śmiać, ja i Rose bo nasze tempe siostry jak zwykle nie skapowały o co chodzi. Luke przewrócił oczami, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek.
-Ale my ci pomożemy, bo takiego zakazu chyba nie mamy?- zapytała Rose.
Prosto wytłumaczyć tę jej „chęć pomocy”(bo normalnie to nikomu nie pomaga jędza jedna!) od ponad roku jest w nim zadurzona po uszy. No normalnie doprowadza mnie to do szału cały czas jest tylko „Luke to, Luke tamto, a jaki to on jest wspaniały i przystojny! Clara powiedz mi jak ja mam mu się spodobać?” ja nie wiem! a co ja wyrocznia jestem? No tak mnie wkurzają te jej brednie, że po prostu nie mogę! Nie przeszkadza jej nawet to, że on mieszka tu w Australii, a my z rodzeństwem w Wielkiej Brytanii. Na szczęście nie chodzimy do tej samej klasy, no ona jest o rok starsza więc no. Fakt jesteśmy BFF ale bez przesady! Był pewien okres czasu, że Ruda (takie ma przezwisko) gadała tylko na ten temat. Nie, żeby Luke mi się podobał, ale wałkowanie przez kilka miesięcy tego samego jest męczące. No ludzie ile można!
-Jeszcze. –szepnął obiekt westchnień mojej kuzynki, zasłaniając ręką usta od strony dziadka myśląc, iż ten nie usłyszy- wszystko jest możliwe-dokończył.
-W takim razie bierzcie się do sprzątania, a Lucy i Claudia zasuwać do góry ogarnąć w pokoju, bo macie tam taki jubel, że normalnie wstyd! Żeby chłopcy mieli taki bałagan to bym zrozumiał, ale dziewczynki? Jazda do góry!
-Ale…dziadku.- próbowała dyskutować Lucy.
-Żadnych ale już, już!- młode wstały i powlekły się na górę. Dziadek poszedł za nimi, zapewne, żeby je pilnować.
-No tak, bo ty to zawsze jesteś chętna jak Luke potrzebuje pomocy zapomniałam.- szepnęłam Rose do ucha.
- Odwal się!- dała mi kuksańca.
-Ej! Ja wiem, że jestem zabójczo przystojny, ale nie musicie się o mnie bić!- powiedział zielonooki niosąc parę talerzy do kuchni, z tym swoim drażniącym uśmieszkiem na ustach.
-Chciałbyś!- odpowiedziałam i również zabrałam się za znoszenie naczyń.- Wiesz co? Następnym razem marz sobie bardziej realne rzeczy.- dodałam wkładając talerze do zmywarki. Na widok jego miny zaczęłam się śmiać. I kto tu jest mistrzem ciętej riposty?
-To co? Robimy ten tort?- moja kuzyneczka robi się zazdrosna!
-No dobra, Luke idź po babcię, bo bez niej raczej nie damy  sobie rady.
            Po pół godzinie był zrobiony krem i biszkopty (oczywiście podczas prac nie obyło się bez małej wojny na mąkę i przy okazji podpadnięcia babci), pozostało tylko to poskładać i przyozdobić całość. Postanowiłam pójść obudzić Megan, bo zanim ten leniuch wygrzebie się z łóżka to trochę minie. Kiedy wchodziłam po schodach słyszałam narzekanie młodych i odzywki dziadka w stylu „Tu jeszcze coś leży” albo „A to ,to samo ma się podnieść?”. Ta jego perfekcja mnie dobijała. Otworzyłam drzwi do naszego pokoju.
-Wstawaj Meg, no rusz dupę dziś twoje urodziny! Sto lat sto lat  chyba nie chcesz spóźnić się na tort?- brak odpowiedzi-Ok. sama się prosiłaś- powiedziałam przyciszonym głosem. Weszłam na drabinkę od naszego łóżka zdarłam kołdrę i doznałam szoku. Zamiast mojej kochanej jakże wkurzającej kuzynki leżały na łóżku poduszki. Nie chciałam robić wielkiej afery i krzyczeć „Megan zniknęła wezwijcie policję!”, bo to było do niej podobne, że znikała na te swoje „spacerki do lasu”. Sięgnęłam więc po telefon, weszłam w kontakty i zadzwoniłam do Meg. Nie odebrała, spróbowałam jeszcze raz. Jeden sygnał, drugi sygnał…
-Halo?-odezwał się zdyszany głos w słuchawce.
-Megan do cholery jasnej gdzie ty jesteś? I czemu dyszysz?
-Yyy… opowiem ci jak wrócę.
-Czyli?- miałam ochotę  jej przywalić.
-Ktoś się zorientował, że mnie nie ma?  No oprócz ciebie?- zapytała dosyć ostrożnie. Ona dobrze wie, że nie mam nerwów ze stali.
-Jeszcze nie baranie, bo właśnie poszłam cię obudzić. I co? wariatki nie ma Gdzie jesteś idiotko? Lepiej się pospiesz, bo długo nie zdążę cię kryć.
-Dzięki, jesteś kochana- odetchnęła- A! Leo zostaw mnie!- krzyknęła i zaczęła się śmiać.
-Yyy… nie chcę wiedzieć co tam się dzieje.
-Nie ważne byleby nikt się nie zorientował, że mnie nie ma.- powiedziała zawstydzona- Postaw mnie na ziemię i to już!- krzyknęła do Leona i rozłączyła się.
Ookej, to było dziwne co najmniej jak nie przerażające.”- pomyślałam i poszłam do pokoju obok, żeby brutalnie wyrwać ze snu Maxa.

Perspektywa Megan
To powiem w skrócie, Leon na początku nie chciał się ruszyć, jego budzenie wyglądało mniej więcej tak:
-Wstawaj, jest już wpół do dziewiątej!-trzepnęłam i strąciłam rękę, która mnie obejmowała.Brak odpowiedzi.(a to niby ja jestem strasznym śpiochem!)-No do cholery jasnej wstawaj!- mój przyjaciel zaczął się ruszać.
-Nie teraz mamo, daj mi jeszcze pół godziny są wakacje!- mruknął. Uniosłam jedną brew, przyzwyczaiłam się do tego, że ludzie mnie mylą, ale, żeby on mnie pomylił ze swoją mamą?! Serio?
-No dobra załatwimy to po mojemu.-powiedziałam i usiadłam za nim na wolnej kłodzie i kopnęłam obiema nogami śpiocha tym samym spychając go na ziemię.
-Au! Za co ta drastyczna pobudka?- zapytał już w pełni przytomny Leon rozmasowując sobie kark.
-Za jajco, trzeba było wstać wcześniej i nie mówić do mnie mamo.- odparłam poprawiając sznurówki w moich trampkach.
-Co?!- wytrzeszczył na mnie oczy.
-Gówno, a teraz lepiej się zbierajmy jeśli nie chcemy mieć przesrane u rodziców.
   Pozbieraliśmy wszystko, Leoś zabrał kosz i koc, a ja moją paczkę i bukiet.
-Kiedy zamierzasz powiedzieć o tym siostrze?- zapytałam gdy wychodziliśmy z polany.
-Ym, no wiesz ja…- podrapał się po głowie. Znowu to samo! Musi bronić rodziny blablabla!-
-Oh, daj spokój, ona ma już 14 lat! Nie traktuj jej jak dziecko, zresztą jest pomiędzy wami  tylko rok różnicy!- to mnie wkurzało, że wszyscy traktowali Sophie jak dziecko! A czasami miałam wrżenie, że to ona jest dojrzalsza nawet od Luke.
-Dobra, nie wkurzaj się. No, bo wiesz złość piękności szkodzi.- uśmiechnął się szyderczo. Odepchnęłam go pchając ręką w jego twarz.
-Hahaha bardzo śmieszne.- zobaczyłam z jakieś 200m przed nami wielki głaz- ścigamy się do tego kamlota?
-Dobra, a ten kto przegra…
-Bierze dyżury w kuchni za drugą osobę w kuchni obozowej przez tydzień.
-Ok., no to… start!
Wystrzeliliśmy jak z procy. Nasze rzeczy zostały na starcie. Leo pędził jak szalony byłam trochę za nim. Wyobraziłam sobie tego bałwana w kuchni przejmującego moje dyżury, nie powiem obiecujący widok.
            Chłopak nie widząc mojego cienia, zwolnił. To był duuuuży błąd. A ja zawsze wykorzystuję takie okazje. W ostatniej chwili przyspieszyłam i zanim się zorientował byłam na mecie. I ta jego mina gdy zobaczył mnie siedzącą na głazie bezcenna! Jakby zobaczył mnie bez ubrań normalnie. Chociaż potem by się pewnie zachwycił. (zboczuch :-P). No normalnie kuliłam się ze śmiechu na tej skale po prostu.
-Powodzenia w kuchni!- zasalutowałam wijąc się ze śmichu.
-Hahaha, no po prostu padłem.- zrobił poważną minę-jak pojedziemy do obozu to się doigrasz.
-Co śmutno śie zlobiło bo śie pseglało po laz pielwsy?- zasepleniłam.
-Odwal się.- machnął na mnie ręką. „Jak jest okazja to czemu jeszcze bardziej się z niego nie ponabijać?” pomyślałam. Tak jestem wredna i to jak :).
-Ołołooł!- zachwiałam się- Leo!- krzyknęłam jednocześnie przechylając się do tyłu i spadając z głazu. Upadek był miękki i brudny, bo wleciałam w kałużę błota.
- Megi!- podbiegł do mnie. Od kiedy on mnie tak nazywa?- Ej! Obudź się! No wstawaj!- trząsł mnie za ramiona. „Napędzimy mu jeszcze trochę stracha” zaczęłam się trząść jak bym dostała padaczki. Słyszałam jak siada.- O cholera, Megan obudź się.- położył moją głowę na swoich kolanach. Słyszałam tą histerię w jego głosie, było komicznie. Nie wytrzymałam zaczęłam się śmiać nie otwierając oczu. Chłopak szybko się zorientował, że udawałam.- Ty mała…- na chwilę się wściekł, ale potem śmiał się razem ze mną. Wziął trochę błota na rękę i rzucił we mnie dostałam w bluzkę, ale włosy i twarz też na tym ucierpiały. – Masz za swoje.- uśmiechnął się.
-Czy aby na pewno?- wstałam i położyłam go na łopatki w kałuży. Wytarzałam go całego w maziowatej brei, on zrobił to samo ze mną.- Może pójdziemy po nasze rzeczy?
Chwilę  później siedzieliśmy pod głazem i czekaliśmy aż błoto na nas wyschnie i żeby z nas nie ociekało. Nagle coś zaczęło wibrować w mojej kieszeni i usłyszałam „Give me love” Eda Sheerana. Wyjęłam o dziwo jeszcze działający chociaż super, super brudny telefon, na ekranie wyświetlało się imię „Clara”. Wstałam jak oparzona.
-Co jest?- zapytał Leon, podnosząc się.
-Clara dzwoni, mamy przerąbane, chodź. Zbieraj rzeczy. Zaczęliśmy biec z tym koszem i paczką. Moja kuzynka zadzwoniła jeszcze raz. -Halo?- odebrałam ciężko dysząc.
-Megan do cholery jasnej gdzie ty jesteś? I czemu dyszysz?- „Fuck, pewnie wszyscy zorientowali się, że mnie nie ma”- pomyślałam.
-Yyy… opowiem ci jak wrócę.
-Czyli?- słychać było widoczną irytację w jej głosie.
-Ktoś się zorientował, że mnie nie ma?  No oprócz ciebie?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-Jeszcze nie baranie, bo właśnie poszłam cię obudzić. I co? wariatki nie ma Gdzie jesteś idiotko? Lepiej się pospiesz, bo długo nie zdążę cię kryć.
-Dzięki, jesteś kochana- odetchnęłam. Wtedy Leon zatrzymał się, chwycił mnie, podniósł i posadził na barana. Debil, czy on nigdy nie może być poważny?- A! Leo zostaw mnie!- krzyknęłam i zaczęłam się śmiać.
-Yyy… nie chcę wiedzieć co tam się dzieje.- a, ja nie chcę wiedzieć co ona sobie tam wyobrażała.
-Nie ważne, byleby nikt się nie zorientował, że mnie nie ma.- powiedziałam zawstydzona- Postaw mnie na ziemię i to już!- krzyknęłam do chłopaka i rozłączyłam się.- Czy ty zawsze musisz coś wykombinować?- pochyliłam się i sceptycznie spojrzałam na mojego przewoźnika.- Nie żeby mi nie było wygodnie.
On uśmiechnął się szyderczo i podał mi karton.
-Trzymaj, nie będę tego taszczył- schowałam fona do kieszeni i przejęłam towar. Leon korzystając, że ma jedna wolną rękę chwycił mnie za prawą kostkę.- O co chodziło Clarze?
-No będzie kryła moją nieobecność przez jakiś czas, ale musimy się pospieszyć.- chłopak przyspieszył kroku. Półgodziny później byliśmy pod domem moich dziadków. Oczywiście, co jakieś pięć minut dostawałam sms-a od Clary o treści „ Gdzie ty jesteś dziewczyno?”, albo „ Pospiesz się, a jak przyjdziesz to…”. Niewiele mnie to ruszało ale cóż, moja kuzynka cierpi na nadmierny instynkt macierzyński.
            Spojrzałam na telefon, godz. 9:30. Mój przyjaciel postawił mnie na ziemię.
-To jeszcze raz dzięki za tą super niespodziankę.- przytuliłam go.
-Nie ma sprawy. To do treningu?- uśmiechnął się.
-Nie przyjdziesz na tort?- posmutniałam.
-No nie, wyjątkowo w tym roku nie.-podrapał się po karku- Przepraszam no… nie mogę.- patrzył na swoje buty. Przyglądałam mu się badawczo. To było dziwne, zawsze ciocia Christina, wujek Harry z  Leonem i Sophie przychodzili z okazji naszych urodzin, no w sensie moje i Maxa.
-No nic, to cześć i do zobaczenia na treningu.- pocałowałam go w policzek.- a i jeszcze jedno byłabym wdzięczna gdybyś mnie podrzucił do okna.- Podniosłam paczkę i bukiet z ziemi.
-Nie ma sprawy- podmuch powietrza uniósł mnie do góry i stanęłam na parapecie. O dziwo okno było otwarte, zeskoczyłam na podłogę, zamknęłam je i obróciłam się. Zobaczyłam moją kuzynkę ze skrzyżowanymi rękami i patrzącą na mnie. Wyszczerzyłam zęby.
-  No to teraz słucham- powiedziała.-i dlaczego jesteś cała w błocie?
- Nieważne, później ci opowiem. Ktoś zdążył się zorientować?- rzuciłam paczkę i bukiet na moje łóżko.
-Nie, na szczęście, a teraz lepiej idź się wykąp.- wzięłam rzeczy na przebranie czyli bieliznę, jeansowe  krótkie spodenki, czarny podkoszulek i koszulę w czarno-czerwoną kratę(chyba mojego brata, ale mniejsza) i poszłam się wykąpać. Po odświeżeniu poczułam się o niebo lepiej. Rękawy koszuli podwinęłam do łokci i zostawiłam odpiętą. Clara upierała się, żeby zrobić mi makijaż, ale udało mi się tego uniknąć. Właśnie wychodziłyśmy z pokoju, gdy moja kuzynka powiedziała.
-Ja wiem, że on cię zranił, ale nie smuć się w swoje urodziny co?
-O co ci chodzi? Nie mieszaj się w nie swoje sprawy ok?- odpowiedziałam chłodno nawet nie patrząc na nią. To była moja sprawa. Moja kuzynka właśnie chciała coś powiedzieć, ale otwarły się drzwi i zza nich wysunęła się głowa. 
muz. od* do* klik
*-Hej, chodźcie bo nie starczy dla was tortu.- powiedział brunet o brązowych oczach z małym nosem i uśmiechem na twarzy.
-Najwyżej to ty będziesz gruby, a nie ja braciszku.- uśmiechnęłam się i podeszłam do drzwi i wytargałam Maxa. Dał mi kuksańca.
-Wszystkiego najlepszego.-wyszczerzył zęby. Zlustrował mnie wzrokiem- Zaraz czy to nie jest moja koszula?
- Tak i wzajemnie. Chodźmy na dół idziesz Clara?- Odwróciłam się do niej.
-Tak jasne.- wymusiła uśmiech.
            Gdy byliśmy już na dole doznałam szoku. Wszędzie były rozwieszone balony i serpentyny, na stole stał wielki czekoladowy tort z 15 świeczkami. Nagle zza stołu wyskoczyła cała nasza rodzina. Luke, Rosie, mama, tata ,babcia, dziadek,  Lucy, Claudia, Penny i Clara, która w ostatniej chwili dołączyła do nich. Byli tam nawet ciocia Rachel i wujek Frank rodzice Luka oraz Sophie ze swoimi rodzicami. Wszyscy krzyknęli „Wszystkiego Najlepszego!” i zaczęli śpiewać „Sto lat!”. Nie mogłam w to uwierzyć podobnie jak mój brat. Zaczęliśmy się śmiać, a inni do nas dołączyli. Podeszli do nas nasi rodzice.
-Wszystkiego najlepszego dzieci.-Powiedziała mama. I dała nam po buziaku. No musiała to po prostu zrobić nie?
-Kochanie to już przecież młodzież.- zaśmiał się tata i przytulił nas. Dodał jeszcze czochranie po głowie zarówno mnie jak i Maxa. Tiaaa… tak bardzo mój tata.
            Potem zaczął się ciąg buziaków przytulasów i nudnych życzeń, aż w końcu podeszła do mnie Sophie. Zaraz co ona ma na głowie?
-Widzę, że nowa fryzura.
-Cześć kochana.- uściskała mnie, poczym położyła ręce na barkach- ja wiem, że mój brat jest totalnym dupkiem, ale nie dramatyzuj z tego powodu i musisz to jakoś przeżyć.
-O co ci chodzi?- udawałam zdziwioną.- Ja…
-Sorry,  nie umiesz kłamać.- wzruszyła ramionami . Przyciszyła głos- poza tym to ja pomagałam mu w organizacji tej „nocnej niespodzianki”, bo sam ma zbyt mały mózg. No i opowiedział mi wszystko.
-To dla niego typowe.- uśmiechnęłam się.- Nie wiesz gdzie teraz może być?
-Nope. No i wszystkiego naj- przytuliła mnie po raz drugi. Za to ją uwielbiam, postępuje nieszablonowo i nigdy nie mówi na temat. Podeszła do Maxa.- Wszystkiego najlepszego stary- lekko walnęła go pięścią w pierś.- wytrzymuj z nią dalej- pokazała na mnie. Uśmiechnęliśmy się. Ona pocałowała go w policzek co najwyraźniej zszokowało mojego brata, bo stał jeszcze przez chwilę i lampił się na Sophie zanim nie usiała do stołu. Dałam mu kuksańca.
-Ej stary, ślinisz się- Max otrzeźwiał i przetarł usta ręką- jak ci się podoba, to zagadaj, a nie stój w miejscu.
-Odwal się!- powiedział i usiedliśmy do stołu.
            Tort czekoladowy mojej babci (oczywiście) zniknął bardzo szybko. Nawet nie starczyło na dokładkę! :(. Rozmawialiśmy jeszcze o szkole (to chyba oczywiste, że dorośli o to pytali), jak zawsze musiało paść pytanie „Czy masz już swoją drugą połowę?” na co zarówno ja jak i Max nie odpowiadaliśmy, bądź rzucaliśmy krótkie „Nie” i grzebaliśmy w jedzeniu. Po chwili dziadek wstał.
-To teraz czas na…- Max spojrzał na mnie, a ja na niego.
-Prezenty!!!!!!!!!!- krzyknęliśmy jednocześnie. Lucy i Claudia wstały od stołu i poszły do kuchni wróciły z kartką, no w sumie to z dwiema.
- Plose- powiedziała Lucy podając mi laurkę z wielkim kwiatem na pierwszej stronie. Wiem, że mówi jak czterolatka. No ma sporą wadę wymowy i do tego wypadły jej dwie górne jedynki więc… no. Otworzyłam kartkę i przeczytałam na głos.
- Droga Megan, wszystkiego najlepszego z okazji urodzinek, duuuużo słoneczka i humoru. Lucy.- pod spodem byłam chyba ja i ona, ale z ej talentem artystycznym to nigdy nie wiadomo.- Jest śliczna dziękuję.- przykucnęłam, i uściskałam moją słodką kuzyneczkę, no bo jestem dość wysoka, a ona z kolei nie należy do wysokich. Max trochę mniej chętniej przytulił się do Claudii ale cóż to w końcu chłopak. Po całej serii dawania prezentów i składania życzeń po raz Bóg wie który ostatecznie dostałam: od Sophie- nową obudowę na telefon, ale taką z naszym zdjęciem i super super ciepłe wełniane niebieskie skarpety!!! (iiii! Podnieta! Dałabym się zabić, za skarpety!); od dziadków- fajny czarny sweterek z białą literą M z przodu.; od Luke- nową bransoletkę taką zawiązaną na węzeł zderzakowy z triquetrą i kopertę (prosił, żebym jeszcze jej nie otwierała więc tego nie zrobiłam, no i Max dostał identyczną); od Rose i Clary- no ciuchy w zasadzie nawet sama jeszcze nie policzyłam ile dokładnie tego było, parę jeansów krótkich i długich, T-shirty, koszule i inne bluzki. Zastanawiam się ile na to wydały.
Potem podeszła do nas Penny.*
-I co? O kolejny rok do tyłu nie młoda?- dogryzł jej jak zawsze Max.
-Hahaha bardzo śmieszne.-odpowiedziała. Zaczęłam się śmiać.
-No to ja mam tak właściwie taki prezent dla naszej trójki.
- Zawsze musi na czymś skorzystać- dopowiedziałam.
-A jakże- wyszczerzyła się i wyjęła… nie wierzę to przepustki do…
-Przepustki na tygodniowe wojskowe szkolenie na forcie Hood!- krzyknęłam z moim bratem. Przytuliliśmy mocno naszą siostrę- Penny jesteś genialna, ale, ale jak? –zapytał Max. Nasza rodzina kocha wojsko i wszystkie rzeczy z tym związane. Byliśmy w siódmym niebie.
-No mój urok osobisty zawsze pomaga.-zamrugała.
-Ta, jasne.-spojrzałam na zegarek 10:40.- To my będziemy się zbierać.- pociągnęłam moje rodzeństwo na schody.
-Dokąd to?- zapytał tata.
-No na trening nogi!- moje kuzynostwo i my polecieliśmy szybko do góry i przebraliśmy się. Każde z nas (oprócz Lucy i Claudii, bo one z nami nie grają) miało na sobie zielone spodenki i koszulkę piłkarskie, białe skarpety pod kolana z ochraniaczami na piszczele, oraz czarne korki. Na naszych T-shirtach z tyłu było na biało nasze imię i numerek w zależności od tego kto jak się urodził. Z nami trenuje również Leon i Sophie.
Wszystkie dziewczyny związały sobie włosy w wysoką kitkę i wyszliśmy z domu. Luke dźwigał plecak z wodą słodyczami i piłką. Max miał rękawice bramkarskie. Sophie dołączyła do nas w ostatniej chwili. Dojście do boiska zajęło nam jakieś 20 minut. Właśnie zaczęliśmy rozgrzewkę gdy Sophie zesztywniała i cały czas patrzyła się w jedną stronę
- Fuck! Co za dupek no nie wierzę.- szepnęła.
            Odwróciłam się i to był poważny błąd. Zobaczyłam Leona idącego alejką ubranego jak my ale obok niego szła jakaś dziewczyna. Brunetka, o dosyć szczupłej sylwetce, dosyć ostrych rysach twarzy. Miała na sobie fioletowy komplet piłkarski. Niby było spoko, ale oni… trzymali się za ręce i śmiali się, a gdy byli już blisko to dziewczyna pocałowała go. Najbardziej bolało mnie to, że okłamał mnie, że coś do mnie czuje, a tymczasem ma dziewczynę! Świnia!. Po policzku spłynęła mi gorąca łza.
 To tyle. Mam nadzieję, że się podobało. No to liczę na szczere opinie w komach, krytykę też przyjmę. Serio komentarze motywują :)
No to do nn:*

2 komentarze:

  1. Super czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Supcio <3 Było trochę błędów (jak zwykle :-P) literówek, interpunkcyjnych itp. Ale było super! Najlepsza rozmowa przez telefon, "Ej, stary ślinisz się" i końcówka oczywiście. Co jeszcze...? W sumie, ty przecież wiesz, że ja lofciam to opowiadanie. A jak chcesz mnie jeszcze o coś spytać, to chętnie podzielę się swoją opinią jutro w budzie. :-*

    OdpowiedzUsuń